Kwarantanna to ciekawy czas. Nasz regularny outfit ląduje w szafie i z kolejnym dniem odcięcia zapominamy trochę, ile i gdzie mamy te wszystkie garnitury, garsonki, suknie i koszule, oxfordy i szpilki. Nie myślimy co do czego pasuje i czy jeszcze robi wrażenie. Mamy inne priorytety.
Praca zdalna daje ciekawe spostrzeżenia. Odpalamy kamerki i nagle wpuszczamy do domu innych, często są to osoby znane tylko z pracy, często na stopie służbowej. Jedni dzwonią z kuchni, salonu, gabinetu czy sypialni; w tle różne style i gusta. Czasem przebiegnie pies lub kot, czasem słychać dzieci lub głuchą ciszę…poznajemy ich w innym otoczeniu, bardziej prywatnie.

To też parada strojów po domu.
Jak działa widok szefa w zgrabnym sweterku albo w szarym t-shircie, może traci autorytet czy wręcz przeciwnie. Czy szefowa bez make up i w bluzie nadal robi takie same wrażenie jak w gabinecie w korpo zestawie dobranym spod igły?
Czy sami zawracamy uwagę na to co mamy na sobie albo czy i jak się umaluję na kolejny facetime czy skype?
Króluje dres czy smart casual, być może wyszperaliśmy z szafy jakieś zagubione skarby mody sprzed lat.
Czy w tych czasach formalny wygląd w ogóle ma znaczenia, czy liczy się bardziej to, że mam coś do powiedzenia, możemy coś załatwić i funkcjonować dalej.
Moda korporacyjna luzuje się od lat, krawaty noszą już tylko dandysi i zawzięci konserwatyści. W start up-ach od lat króluje casual. Jednak formalny ubiór i wygląd zawsze wspierał siłę stanowiska i autorytet. Czy poluzuje się bardziej przez te tygodnie pracy z domu i nowe czasy, a video chaty przy okazji rozluźnią też nasze relacje oficjalne i służbowe?
napisane w chinosach i flaneli w odcięciu